środa, 15 kwietnia 2015

W zdrowiu, w chorobie... i, że nie opuszczę Cię aż do śmierci...

     Dzisiejszy post będzie nie o Nuce, nie recenzja, a o Igu. Dawno nic o nim nie wspominałam. Do tej pory żył sobie jak każdy emeryt - odpoczynek, zabawa, spanie, mizianie, wygrzewanie się na słońcu. Ale w poniedziałek (13.04) nagle coś się stało... 

     Szczęśliwa wróciłam ze szkoły mając nadzieję, że pójdę z psami na spacer trochę pobiegają i pójdziemy do domu, bo o 17 miałam mieć lekcję niemieckiego. Jednak tak się nie stało. Przyszłam... Nuka radośnie mnie powitała, ale Igo nie wstawał. Pomyślałam, że to normalne, bo teraz często dupska nie chce mu się ruszyć, więc podeszłam i pomiziałam go trochę. 
Gdy wstał do miski prawą, przednią łapę miał kompletnie sztywną. Nie mógł nią ruszyć. Po niemieckim około godziny 18:30 ruszyliśmy do weterynarza. Tam ogromny stres, dość duża kolejka. Nadeszła nasza kolej, wchodzimy do gabinetu. Weterynarz sprawdza węzły chłonne na tylnych łapach, Igo jęczy, mi już ciekły łzy.
Diagnoza... Najgorszy moment. Weterynarz mówi, że dobrze, że płaczę, bo możliwe, iż to ostatnie chwile życia Iga jednak nie wszystko stracone. Było to zapalenie węzłów chłonnych lub białaczka układu limfatycznego.
Pierwsze uleczalne, gdyby byłoby to drugie we wtorek (14.04) czekałaby na Iga eutanazja... Dostał leki przeciwbólowe, a następnego ranka zjawiłyśmy się z mamą i psem na badaniu krwi. 
Poszłam do szkoły z wielkim bólem. Jakoś doczekałam końca lekcji. Przyszłam do domu.. A tam niespodzianka. Oba psy przy drzwiach radośnie merdają ogonami. Była w niebo wzięta. Potem czekanie na tatę, bo ani ja, ani mama nie byłyśmy w stanie zadzwonić i zapytać się co z wynikami. 
     Ten telefon decydował o wszystkim. Jednak jest to tylko zapalenie węzłów chłonnych. Szczęśliwa pojechałam z tatą do gabinetu po leki. Tam jednak wyszło, że Igo ma uszkodzoną wątrobę i problemy z układem krwiotwórczym...
Jak to się mówi "szczęście z nieszczęścia".
Teraz leczymy wątrobę i węzły, jeśli stan wątroby się nie poprawi wtedy pies będzie musiał przejść na dietę i zobaczy się co będzie dalej.

Ta sytuacja nauczyła mnie, że NIGDY nie można tracić nadziei. Teraz pozostało czekać i cieszyć się każdą wspólną chwilą...
Byłam w przekonaniu, że go stracę, ale w głębi duszy był jeden mały promyczek nadziei.
Teraz już wiem jak silnego mam psa...

5 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dobrze, że Igo jest zdrowy! no nie zupełnie, ale ważne, że to nie to najgorsze... silny chłopak!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczęście z nieszczęścia, ale lepsze to niż nic! :D

      Usuń
  3. Cieszę się, że Igo żyje :) Dzielny i silny chłopak :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze,że to się tak skończyło ! Sama mam psa,który ma 14 lat i też jest schorowana,wiem co to znaczy strach przed odejściem twojego przyjaciela :(

    zapraszam
    http://szalonybelg.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń